Dziewięcioro wspaniałych...
Sobota, godz. 16.00, w zasadzie prawie już wieczorna pora, listopad ma swoje przywileje, można więc w kapciach i w szlafroku zasiąść przed telewizorem albo, co zdecydowanie wolą młodsi, ulokować się przed ekranem komputera i surfować po całym świecie... Laura właśnie zastanawiała się jak spędzić sobotni, tak długo wyczekiwany wieczór, kiedy nagle usłyszała głos swojej mamy:
- Laura, gotowa już jesteś?
- Na co? Odpowiedziała zaskoczona tym pytaniem, które wyrwało ją ze świata fantazji.
- Jedziemy na warsztaty łucznicze... - Powiedziała zdecydowanym głosem mama.
Gdyby tak było odrobinę mniej tego zdecydowania w tym tonie, Laura z pewnością podjęłaby próbę zmiany historii teraźniejszej. Cóż było robić, pomyślała Laura, najwyżej zastrzelę instruktora...
W samochodzie starała sobie przypomnieć co słyszała o Panu - prowadzącym szkółkę, który nie wiadomo czy miał na imię Zygmunt czy Ryszard. Wiedziała, że jest z Jeleniej Góry, ale gdyby ktoś zapytał ją nagle, odpowiedziałaby bez wahania, że jest ze stepu mongolskiego i z pewnością spokrewniony jest z Dżyngis-chanem. Słyszała również, że ma jakieś osiągnięcia w łucznictwie sportowym i że nawet był Mistrzem Polski w 2013 roku...
Rozmyślania przerwał znowu głos mamy: - Jesteśmy na miejscu. Po chwili byliśmy wewnątrz niedużego budynku, który okazał się nowo wybudowaną świetlicą na Olszynie Dolnej. Po wstępnych formalnościach i szkoleniu BHP, dziewięciu uczestników pod okiem Mistrza, rozgrzało swoje kości i mięśnie wykonują serie ćwiczeń. - Trzeba mieć czym naciągnąć cięciwę - Tłumaczył Pan Ryszard. Ustawiliśmy się w kolejce, czekając niecierpliwie, aż oddamy 3 strzały w jednej serii. Mistrz tłumaczy każdemu, pokazuje jak trzymać łuk, jak nakładać strzałę, jak mierzyć i jak trafić. Staramy się, bowiem organizatorzy zapowiedzieli, że kto trafi trzy dziesiątki pod rząd, przy następnych zajęciach będzie miał 50% zniżki. Odległość nie jest duża... może się uda? Gdzież tam, tylko Krzyś trafił raz w środek żółtego pola. Półtorej godziny zleciało szybko, pomimo, że trzeba było dość długo czekać na swoja kolej. Spisaliśmy też kontrakt na dużej tablicy, zasady - czego nie powinniśmy robić, a co możemy. Chodzi wszak o nasze bezpieczeństwo. Pod żadnym pozorem, nie można, jak mówił jeden z punktów kontraktu, obrócić się choćby o pół stopnia. w momencie kiedy mamy nałożona strzałę na cięciwę. Ponoć na następnych zajęciach, w piątek 7 grudnia, będziemy strzelać na dwóch stanowiskach.
- Pamiętajcie - Mówił na koniec instruktor - Łucznictwo to piękny sport, ale dla wytrwałych i cierpliwych.
Do artykułu dołożony jest link ze zdjęciami, prosimy wybaczyć, to, że nie wszystkie zdjęcia są ostre (awaria aparatu)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz